niedziela, 14 maja 2017

Miasto w którym rządzą dzieci

Dwaj Meksykanie wpadli na banalnie prosty pomysł: stworzyli miasto, w którym dzieci mogą zachowywać się jak dorośli. Teraz podobne strefy działają już w 24 krajach świata. - To, co dzieci kochają najbardziej, to niezależność. U nas mają własne pieniądze i mogą podejmować samodzielne decyzje - mówi Xavier López Ancona, prezes KidZanii.
50 kidzos. Czek tej wartości dostaję na początek mojej przygody w "Mieście Dzieci". Żeby tam trafić, muszę przejść odprawę niczym na prawdziwym lotnisku. Potem idę do miniaturowego budynku urzędu migracyjnego, który niewiele różni się od prawdziwego. Przede mną w kolejce stoi kilkoro dzieci z zamiarem aplikowania o paszport. - Witamy w KidZanii - odzywa się z uśmiechem celniczka i sprawdza mój bilet.
Tak powstało Miasto Dzieci 
Luis Javier Laresgoiti zajmował się importem zabawek do Meksyku. W czasie jednej ze swoich podróży do Karoliny Północnej zobaczył przedszkole, w którym znajdowały się miniaturowy bank i szpital wyrzeźbione w drewnie. Pomyślał, że coś podobnego można stworzyć w mieście Meksyk. Po powrocie do kraju zainteresował swoim pomysłem Xaviera Lópeza Anconę, przyjaciela z dzieciństwa, który wcześniej był m.in. dyrektorem General Motors na Meksyk.
Prace nad projektem trwały dwa lata, a zamiast przedszkola powstał park rozrywki. Pierwsze "Miasto Dzieci" otwarto we wrześniu 1999 roku w ekskluzywnym centrum handlowym w Santa Fe, na powierzchni 5 tysięcy metrów kwadratowych. Znalazły się tam miniaturowe sklepy, restauracje, szkoły. Na wszystkich budynkach umieszczono logo firm, które zgodziły się na współpracę. Miejsce miało do złudzenia przypominać miasta dorosłych.

W ciągu pierwszego roku funkcjonowania "Miasta Dzieci" Laresgoiti i Ancon sprzedali 800 tysięcy wejściówek, o połowę więcej niż zakładali. W 2002 roku takie parki rozrywki wybudowano także w miejscowości Monterrey, na północy Meksyku, oraz w Tokio. Wtedy też nazwę zmieniono na "KidZania".
Do dziś powstały w sumie 24 parki tematyczne w różnych krajach, w tym w Anglii, Rosji i w Indiach. Wszystkie działają na zasadzie franczyzy. Z jednej strony łączy je poszanowanie dla lokalności - w Seulu dzieci robią pierożki ramen, w Japonii - sushi, a w Bombaju znajduje się studio "Bollywood". Z drugiej - zasady i wartości są dla wszystkich takie same. Np. w Arabii Saudyjskiej dziewczynki mają prawo prowadzić samochód, chociaż nie mogą tego robić ich mamy. I jeszcze jedno: dzieci, które przebywają na terenie KidZanii, są jej obywatelami, tutaj należy je traktować jak dorosłych i zwracać się do nich per "pan" lub "pani".
Edukacja obywatelska
Jestem w KidZanii Cuicuilco, na południu miasta Meksyk. Otwarto ją dwa lata temu. Jest prawie trzy razy większa od swojej siostry w Santa Fe i zajmuje 14 tysięcy metrów kwadratowych. Kosztowała 38 milionów dolarów. Dużo? Niekoniecznie, jeśli wziąć pod uwagę, że firma przynosi roczne dochody w wysokości 400 milionów. To pieniądze zarobione na edukacji i rozrywce.
Chcemy, żeby dzieci dobrze się bawiły w swoim świecie, bo po to do nas przychodzą. Jednocześnie zależy nam, aby były w stanie rozwinąć swoje umiejętności. I nauczyć się wartości, które będą w stanie wykorzystać w dorosłym życiu - tłumaczy Xavier López Ancona, prezes KidZanii.

Do KidZanii Cuicuilco przychodzi około czterech tysięcy dzieci dziennie. Mają do wyboru 120 różnych zabaw, w tym aktywności, których celem jest edukacja obywatelska. Uczy się je ochrony środowiska, tolerancji wobec inności, instruuje, w jaki sposób zachować ostrożność na drogach. To próba wcielenia w życie zalecenia Rudolpha Giulianiego, byłego burmistrza Nowego Jorku, który jako doradca meksykańskiego rządu zwracał uwagę, że należy inwestować w edukację obywateli, zaczynając od dzieci, bo dzięki temu można wprowadzić trwałe zmiany.
Kidzańska edukacja jest ceniona nie tylko ze społecznego, ale i z indywidualnego punktu widzenia. - Obserwujemy, że w KidZanii Tokio, KidZanii Koshien, KidZanii Seul oraz KidZanii Busan rodzice i nauczyciele zwracają większą uwagę na to, czego dzieci mogą się u nas nauczyć. Uważają, że nasze centrum naprawdę jest w stanie pomóc im w wyborze przyszłego zawodu - mówi prezes firmy.   
Niezależność, czyli pieniądze
Wychodzę z "urzędu migracyjnego" na główną ulicę. Niedaleko stoi pomnik założycieli tego nietypowego państwa - dwóch chłopców i dziewczynki z dużymi, okrągłymi oczami jak z japońskich kreskówek. Mali obywatele KidZanii wiedzą, że ich kraj powstał pewnego wrześniowego dnia (choć nie wiadomo dokładnie kiedy), gdy dzieci zauważyły, jaki bałagan na świecie robią dorośli. Wkrótce została ogłoszona deklaracja niepodległości, która wypunktowała sześć praw dziecka: być, znać, tworzyć, dzielić się, dbać, bawić się. Hasłem przewodnim KidZanii jest: "Przygotuj się do życia w lepszym świecie".
Idę wzdłuż wybrukowanej uliczki. Mijam znane mi z nazw restauracje, sklepy, prywatne szkoły i uniwersytety. W jednym z miniaturowych budynków mieści się okulista. Przez szybę obserwuję, jak kilkuletni chłopiec uczy się badać wzrok pod okiem koordynatorki. W pobliżu znajduje się autostrada, po której jeżdżą małe samochody, kierowane przez dzieci. Ja szukam banku. Pomaga mi do niego trafić sprzedawca naleśników. Okazuje się, że do okienka jest kolejka. Przede mną stoi kilkoro nastolatków oraz starsza para z córeczką. Dzisiaj jest jeden z nielicznych dni, kiedy dorośli mogą uczestniczyć w zabawach w KidZanii razem z dziećmi, oczywiście pod warunkiem, że będą respektować tutejsze zasady.

Podaję urzędniczce czek i w zamian otrzymuję 50 kidzos. Za pieniądze mogę np. wypożyczyć rower lub zapłacić agencji pośrednictwa pracy, aby wyszukała dla mnie zajęcie zgodne z moimi zainteresowaniami. Wolno mi też zdeponować je w banku. Wtedy dostanę lokalną kartę debetową. Od pracy jednak się nie wykręcę. Gdy skończą mi się pieniądze i będę chciała bawić się dalej, muszę je zarobić.
Dzieci z różnych kultur mają różny stosunek do pieniędzy. W Meksyku wydają je zaraz po zarobieniu, a w Japonii trudno jest je do tego namówić - mówi Xavier López Alcona. - Dzięki możliwości pracy dajemy dzieciom szansę, aby stały się niezależne. To, co kochają najbardziej, to właśnie niezależność. Mają własne pieniądze i mogą podejmować samodzielne decyzje.
Kanapka w kształcie świnki
Zastanawiam się, na co wydam moje kidzos, gdy mogą uwagę przykuwa redakcja znanej meksykańskiej gazety "Excelsior". Wchodzę do środka przez uchylone drzwi. Dwie dziewczyny w skupieniu redagują na komputerze swoje artykuły. - Kai - odzywa się do mnie jedna z nich i dwa rozwarte palce kładzie na klatce piersiowej - W naszym języku oznacza to "cześć" - tłumaczy.
Informuje mnie, że będzie moją przełożoną. Prosi, żebym włożyła kamizelkę z napisem "Excelsior" i zaprasza do dużego stołu, gdzie odbywa się zebranie redakcyjne. Tłumaczy, jakie są gatunki dziennikarskie oraz czym zajmują się dziennikarze. Następnie pyta, o czym chcielibyśmy napisać. Mnie interesuje ''zdrowie'', dostaję więc tabliczkę z pytaniami dotyczącymi zdrowego odżywiania. Mam je zadać kucharzom z jednej ze szkół kucharskich, która znajduje się przecznicę od redakcji.
W szkole właśnie trwa lekcja gotowania. Uczestnicy siedzą na wysokich, plastikowych stołkach przy długim, białym stole i oglądają film o tym, jak przygotowuje się kanapki w kształcie świnki. Udaje mi się porozmawiać z jedną osobą, wracam do redakcji, siadam przy wolnym komputerze i redaguję moją kolumnę. Już napisałam, więc przełożona robi mi zdjęcie, które ukaże się pod tekstem razem z moim imieniem i nazwiskiem. Na koniec dostaję w prezencie wydrukowaną stronicę gazety z własnym artykułem. - Zanks, po naszemu oznacza to "dziękuję"!- mówi i płaci mi za wykonaną pracę 8 kidzos. - Życzę ci owocnego dnia!


Jestem na rogu ulicy, kiedy dobiega mnie odgłos syren. Podjeżdża miniaturowy wóz strażacki i karetka pogotowia. Chłopcy i dziewczynki w strojach strażaków podbiegają do pobliskiego budynku, z którego wydobywa się dym, witać też sztuczne płomienie. Wyjmują węże strażackie, z których płynie prawdziwa woda, i próbują ugasić pożar. Policja zabezpiecza żółtą taśmą dostęp do miejsca zagrożenia. Lekarze reanimują jednego z przechodniów, kładą go na noszach, wnoszą do karetki i odjeżdżają do pobliskiego szpitala. Akcja się przedłuża, więc próbuję ominąć taśmę zabezpieczającą teren pożaru. - Przykro mi, ale nie można tędy przechodzić - zatrzymuje mnie mała policjantka. Wtedy zaczepia mnie chłopak ubrany na czarno. - Właśnie przygotowujemy przedstawienie. Chcesz zostać naszą aktorką? - pyta. Czemu nie? Wchodzę do szkoły aktorskiej, która mieści się tuż obok.
W charakteryzatorni czeka na casting kilkanaście osób. Jeden z opiekunów tłumaczy, na czym polega gra aktorska i wyjaśnia, że weźmiemy udział w sztuce "Królewna Śnieżka". Każdy z uczestników zabawy musi wstać i powtórzyć za naszym nauczycielem zdanie, okazując przy tym emocje. Czteroletnia Ana nie może zapamiętać całej kwestii. Podpowiada jej mama. Dziewczynka dostaje rolę Śnieżki. Ja mam być jednym z krasnoludków. Od garderobianego dostaję czerwoną czapkę i zielony kaftan.
Przedstawienie zmysłów
Po przedstawieniu ruszam na spacer. Mijam salon samochodowy i trafiam do warsztatu. Kobieta w przebraniu mechanika uczy kilka osób budowy silnika oraz pokazuje, w jaki sposób wymienia się olej w aucie. Po drugiej stronie ulicy jest szkoła językowa - w środku nauczyciel uczy śpiewu po angielsku. Za mostem znajduje się stadion z miejscami dla 500 widzów. Kilku chłopców pod okiem instruktora trenuje grę w piłkę nożną.
KidZania cały czas się zmienia, bo dzieci dojrzewają szybciej niż piętnaście lat temu - mówi Xavier López Alcona. - Coraz trudniej jest przykuć ich uwagę i dlatego poszczególne aktywności, czyli zabawy lub wykonywane przez dzieci zadania, są coraz krótsze. W ciągu ostatnich lat powstały też nowe zawody, technologie, które staramy się umieścić w naszej ofercie, bo zależy nam, żeby nasze centrum nadal było interesujące dla dzieci na całym świecie.
Tekst ukazał się na gazeta.pl