wtorek, 5 sierpnia 2014

Agata Bogusz: Twoje ciało może zrobić dużo więcej, niż ci się wydawało

Jest uczennicą 17- krotnego mistrza świata Umberto Pelizzariego. To on wypowiedział ważne dla niej zdanie, że nurek sprzętowy nurkuje, żeby oglądać świat pod wodą, a freediver po to, żeby zaglądać w głąb siebie. Czym kusi wielki błękit, opowiada nam Agata Bogusz.
Jacques Mayol, guru freedivingu, czyli nurkowania na wstrzymanym oddechu, w jednym z wywiadów powiedział: „Morze jest moją kochanką. Kocham się z nią, kiedy nurkuję”. Czym dla ciebie jest morze?
- Nigdy nie myślałam o tym w taki sposób, natomiast jest coś w tym stwierdzeniu, bo nurkując, nieważne, czy to jest jezioro czy morze, oddajesz się w pewien sposób tej wodzie, musicie stać się jednością, żebyś mogła czuć się w niej swobodnie. To jest też kwestia tego, aby sobie nie zrobić krzywdy, trzeba w jakiś sposób być z tym żywiołem blisko.
O samym freedivingu Mayol mówił, że jest o ciszy, która pochodzi z naszego wnętrza.
- Zgadzam się, zanurzając się pod wodę, wchodzisz w trochę inną rzeczywistość. O ile w naszych czasach jesteśmy przestymulowani ilością nie tylko informacji, ale w ogóle bodźców, które do nas docierają, to wchodząc pod wodę, nagle następuje odcięcie tych bodźców. Pojawia się cisza i przestrzeń dla ciebie. Nagle zaczynasz czuć i słyszeć siebie inaczej, intensywniej niż na co dzień, a sprawy, którymi twoja głowa zajmowała się na powierzchni, znikają, bo naprawdę musisz być tu i teraz, równocześnie rejestrować to, co dzieje się z tobą, i pilnować, żeby być maksymalnie rozluźnioną.


Gdzie morze jest najpiękniejsze?
- Jest takie wspaniałe zdanie, które powiedział znany instruktor Umberto Pelizzari, że nurek sprzętowy nurkuje, żeby oglądać świat pod wodą, a freediver po to, żeby zaglądać w głąb siebie. Wyróżniłabym dwa rodzaje nurkowań na zatrzymanym oddechu - takie, gdy nurkuję głęboko przy linie i głównie skupiam się na sobie, oraz rekreacyjne, gdy celem jest obejrzenie czegoś fajnego, poszukiwanie podwodnych „skarbów”. Jeśli chodzi o wraki, to najpiękniejsze miejsca widziałam w Egipcie, a najgłębsze przeżycia miałam w Sharm el-Sheikh przy nurkowaniach z mantami. To niesamowite ryby, są płaskie, mają długie ogony i gdy szybują w wielkim błękicie, wyglądają jak UFO. Zdarza się, że pływają między freediverami, bo są ciekawskie. Kiedyś jedna podpłynęła do chłopaka, którego akurat asekurowałam, spokojnie na siebie popatrzyli i odpłynęła. Lubię też Marsa Alam, tam jest zatoka żółwi, siedzą sobie na dnie morza i wyżerają trawkę. Można im dosłownie wleźć na głowę, a one i tak cię zignorują.
Zawsze lubiłaś morze?
- Urodziłam się w Łodzi, więc do morza miałam dosyć daleko, ale od dziecka spędzałam czas z rodzicami na basenie, a później, jak już to było możliwe, zaczęliśmy wyjeżdżać za granicę do Chorwacji czy do Grecji i główną atrakcją wszystkich wyjazdów było to, że mieliśmy płetwy, maski i nurkowaliśmy z tatą po muszelki. Z czasem wypływaliśmy coraz dalej, a mama stresowała się, że znikamy za horyzontem. Nurkowaliśmy na dziesięć i więcej metrów, więc to stało się dla mnie naturalne.
Słyszałaś już wtedy o freedivingu?
- Był już wtedy znany w Polsce, natomiast ja nic o nim nie wiedziałam. Takie świadome spotkanie z freedivingiem miałam w 2008 roku, jak pojechałam na miesiąc sama do Egiptu na nurkowanie sprzętowe. Po tygodniu zaczęło mi się nudzić, bo byłam tam już wiele razy, i na miejscu poznałam Marka, który zajmował się freedivingiem, a nie miał z kim trenować. On przekonywał mnie, że to jest super, że nie potrzeba sprzętu jak przy nurkowaniu z butlą, że jest się dużo bardziej swobodnym pod wodą. Ten rodzaj nurkowania jest naturalny i tak naprawdę jego historia sięga starożytności, bo ludzie w taki sposób kiedyś zdobywali pożywienie oraz wyławiali perły. Marek mówił mi, że wszystko powinno się odbywać bardzo delikatnie, a nie forsownie, i jeśli poczuję, że coś jest nie tak, jakieś wzrastające napięcie, to mam wrócić na powierzchnię. Samemu nie wolno tego robić, dlatego uczył mnie też partnerstwa w wodzie.

Partnerstwo w wodzie jest ważne?
- Bardzo ważne. Sam freediving nie jest niebezpieczny. To, co ludzie określają jako ekstremalne w tym sporcie, wiąże się z utratą przytomności. Jednak sama utrata przytomności nie jest niebezpieczna, bo ona tak naprawdę jest bezpiecznikiem, aby nie doszło do uszkodzenia mózgu, gdy spadnie ilość tlenu w naszej krwi. Nasza głowa przechodzi wtedy w tryb „stand-by”, podczas którego wszystkie funkcje życiowe są zachowane - serce cały czas bije, a krew krąży po całym organizmie. Po kilku sekundach nurek budzi się jak z przyjemnego snu. Niebezpieczeństwo pojawia się, jak stracisz przytomność i nikogo z tobą nie ma. Kto wtedy wyciągnie cię na powierzchnię? I tutaj partnerstwo jest niezbędne, parokrotnie musiałam ratować osoby, którym się to zdarzyło. Staramy się wynurzać przy granicach naszej wytrzymałości, natomiast one się przesuwają z dnia na dzień, czasami dochodzi jakiś dodatkowy stres czy fala na morzu, która osłabi twoje możliwości danego dnia, i może wtedy nastąpić utrata przytomności.
Od razu połknęłaś bakcyla?
- Nurkowanie bez sprzętu przychodziło mi bardzo łatwo, po prostu robiłam to intuicyjnie. Dla mnie to był wakacyjny fun, natomiast nie szukałam nikogo, z kim mogłabym to robić w Polsce, bo freediving kojarzył mi się tylko z morzem i z nurkowaniem na głębokość. Później, po moim kolejnym pobycie w Egipcie, zostałam namówiona przez znajomego na udział w zawodach basenowych. „Co tam się robi?” - zastanawiałam się. I okazało się, że istnieje coś takiego jak freediving na basenie, gdzie pływa się na odległość albo leży się na wodzie bez ruchu i wstrzymuje oddech na czas. „Nigdy nie byłam sportowcem, no ale dobra, mogę pojechać, zobaczyć, o co chodzi” - pomyślałam. Udało mi się znaleźć dwóch chłopaków w Łodzi, z którymi zaczęliśmy trenować na basenie, i miesiąc później pojechałam na zawody do Czech. Tam były zawodniczki bardziej doświadczone, ja wiedziałam tylko tyle, ile mi mój znajomy poopowiadał, a zajęłam drugie miejsce. To było dla mnie zaskoczenie, że jestem w czymś tak dobra. Później były zawody w Polsce, więc stwierdziłam, że skoro mam ten power, to tutaj też będę startowała.
Czy inaczej przeżywasz nurkowanie na zawodach i kiedy robisz to dla samej siebie?
- Dla mnie zawody były zdecydowanie dyskomfortem, ostatni raz startowałam w 2010 roku. Chcę poprawiać wyniki, żeby udowodnić sobie, że potrafię, a nie po to, żeby wygrać z konkurencją. Natomiast przy zawodach był bardzo duży stres, bo istniał cel, musiałam coś zaliczyć, i wtedy freediving tracił dla mnie sens, który miał, kiedy zaczynałam nurkować. Totalnie nie grało to z tym, co czułam.
Byłam raz na zawodach głębokościowych i mimo że jest to moja ulubiona dyscyplina, to nurkowania były dla mnie trudne. Na treningach wszystko szło gładko, a w czasie zawodów, chociaż zadeklarowałam bezpieczne głębokości, trochę mniejsze niż maksy, które wtedy osiągałam, to jednego nurkowania nie udało mi się zaliczyć i potem robiłam indywidualną próbę, żeby ten wynik oficjalnie uzyskać.

Koledzy nie namawiają cię do powrotu?
- Namawiali, ale już przestali. Na początku wydawało mi się, że skoro jestem rekordzistką Polski, to mam obowiązek, wobec nie wiem kogo tak naprawdę, startować. Czułam się winna, że tego nie robię. Potem zrozumiałam, że jak zacznę siłować się z wodą, znienawidzę ją i nie będę chciała do niej więcej wchodzić. Prestiż jest fajny z punktu widzenia marketingu szkoły freedivingu, którą założyłam, ale myślę, że ważniejsze jest pokazanie kursantom, że kocham to, co robię, i jest to szczere.
Jesteś też sędzią na zawodach freedivingu.
- Sędzią zostałam trzy lata temu i moje podejście do zawodów powoli się zmienia. Widzę, że świat się nie zawala, jak któremuś z zawodników start się nie powiedzie.
Skąd wiesz, który z nurków głębiej zanurkował?
- Zawodnicy na dzień przed startami deklarują głębokość, jaką chcą osiągnąć, może to być rekord narodowy, a są i tacy, którzy chcą zdobyć rekordy świata. Freediverzy zapisują głębokości na karteczkach, które wrzucane są do pudełka, i dopiero po zebraniu wszystkich deklaracji organizator ogłasza listę startową. Taka formuła sprzyja podejmowaniu decyzji o głębokości na podstawie własnych możliwości. Samo nurkowanie wygląda tak, że jest powieszona lina, na końcu tej liny jest tak zwany talerzyk, tam są przyczepione tagi. Talerzyk jest na głębokości, jaką zadeklarował dany nurek - on ma za zadanie dopłynąć do niego, zabrać tag i przynieść go z powrotem na powierzchnię. Niezależnie od dyscypliny, czy płyniesz na dół w płetwie, żabką, podciągasz się na linie, wygląda to tak samo.
Mayol w swojej biograficznej książce „Homo Delphinus” próbował dociec, jak odkryć delfina w każdym z nas. Czy już się tego nauczyłaś?
- Nie jestem delfinem i nie mam go w sobie. Ludzie są ludźmi, a to, co mamy wspólnego z delfinami, to odruch nurkowy. I można to nazwać naszym wewnętrznym delfinem, choć tak naprawdę jest to czysta fizjologia, mają go wszystkie ssaki, my również. Odruchem nurkowym są zmiany fizjologiczne, które zachodzą w organizmie człowieka w sytuacji, gdy wstrzymujemy oddech, znajdujemy się pod wodą i na nasze ciało działa coraz większe ciśnienie. Tych zmian nie kontrolujemy, wśród nich znajdują się zwężenie naczyń krwionośnych w kończynach, zwolnienie rytmu serca, zmniejszenie metabolizmu i konsumpcji tlenu. U ludzi odruch nurkowy jest dosyć słaby, natomiast poprzez treningi można go wzmacniać.

Ludzie wciąż biją rekordy w nurkowaniach głębinowych.
- Tak, jeszcze w latach 60. naukowcy wierzyli, że maksymalną granicą głębokości jest 50 metrów, a poniżej dojdzie do śmierci. Wtedy Maiorca, który konkurował z Mayolem, powiedział, że ma to gdzieś i zanurkuje głębiej, na 55 metrów. Oczywiście bez problemu przeżył tego nura. Kilkanaście lat później Mayol zanurkował na 100 metrów i nic mu się nie stało, a w międzyczasie naukowcy odkryli, że krew, która nam odpływa z kończyn w trakcie nurkowania, gromadzi się w obrębie klatki piersiowej i uniemożliwia jej zmiażdżenie, na skutek wzrastającego ciśnienia. Freediverzy wciąż osiągają niesamowite wyniki, jak 11 minut statycznego wstrzymywania oddechu czy też zanurzenia poniżej 100 metrów.
Jacques Mayol uważał, że zbliżenie między człowiekiem, morzem i delfinem rozumianym jako symbol wszystkich ssaków morskich pomoże nam obdarzyć większym szacunkiem wartości, które nasi morscy kuzyni cenią najbardziej - równowagę naszego wspólnego środowiska, wolność i radość życia.
- On taki ekolog był trochę... Wydaje mi się, że to kwestia wychowania i ja szanuję przyrodę od dziecka. Natomiast ciekawe było dla mnie moje ostatnie odkrycie z urlopu w Grecji, kiedy pierwszy raz poczułam relację, o której mówił Mayol. Wcześniej traktowałam morze przedmiotowo, uważałam, że jest to zbiornik, w którym się nurkuje. W Grecji pierwszy raz spróbowałam łowiectwa podwodnego i morze stało się dawcą pożywienia, żywą istotą, w której są inne istoty i można z niej czerpać, ale nie na takiej zasadzie, że bierzesz garściami, bo ci się należy, tylko z respektem, bierzesz tylko tyle, ile potrzebujesz.
Udało ci się coś złowić?
- Kolega dał mi do ręki kuszę, żebym poćwiczyła pozycje, ale pojawiły się ryby, włączył mi się instynkt, więc strzeliłam. Pierwszy strzał i od razu złowiłam rybę. W Grecji nazywają ją german i trochę mnie to ubawiło.

Co czujesz podczas nurkowania?
- Najważniejszy sygnał, jaki daje mi organizm podczas nurkowania, to wrażenie, że jest mi tu dobrze. Nawet jak jest to głębokie nurkowanie, to wyciszenie jest bardzo silne i następuje mocna integracja mojej głowy z ciałem. Jestem świadoma wszystkiego od stóp do czubka głowy nie tylko w aspekcie fizycznym, ale również psychologicznym. Czuję i rozumiem swoje myśli.
Czy w miarę zwiększania głębokości widzisz coś pod wodą?
- To zależy od miejsca. W Polsce pod wodą szybko robi się czarno i nic nie widać, płyniesz w czeluść, myśląc, że zaraz uderzysz się w głowę. W Egipcie, gdy schodzisz na dół, widzisz, że błękit wody zmienia swoją intensywność, ciemno robi się na głębokości stu metrów, ale nigdy tam nie byłam.
O czym myślisz, nurkując?
- Czasem o tym, co jest tu i teraz, że muszę rozluźnić się, wyrównać ciśnienie. Najprzyjemniejsze są takie nurkowania, gdy uda ci się utrzymać skupienie na danej chwili.
Mayol uważał strach za wroga i mówił: „Kiedy zejdziesz na dno i odwrócisz się w górę, czujesz wielką rękę natury, która stoi na twojej drodze. Wtedy właśnie dopada cię strach. Czy zdołam wrócić na powierzchnię? Strach jest wrogiem, bo pożera wielkie ilości tlenu”.
- Obserwuję moich kursantów i wiem, że ten strach jest, ale ja go nie odczuwam przy głębokości. Raczej strach, który mi towarzyszy przy nurkowaniu, to taki, że nie uda mi się dopłynąć do celu, że zawiedzie wyrównywanie ciśnienia i będę musiała wcześniej zawrócić, a nie ten, który dotyczy powrotu na powierzchnię. Nurkowania, które robiłam, nie były trudne fizycznie.
Po co chcesz zejść jeszcze głębiej?
- Daje mi to satysfakcję, lubię sobie stawiać wyzwania i do nich dążyć. Samo nurkowanie im głębsze, tym większej wymaga koncentracji i rozluźnienia oraz integracji z całą sobą. Wprowadzanie siebie w taki stan jest chyba trochę uzależniające.
Łatwo o postępy?
- Jak zaczynasz przygodę z freedivingiem, to bardzo szybko robisz postępy i osiągasz wyniki, o które byś siebie nie podejrzewała. Zauważasz, że twoje ciało może zrobić dużo więcej, niż ci się wydawało.
Czy umiejętność stawiania sobie celów pod wodą przekłada się na twoje codzienne życie?
- Największe korzyści, jakie przyniósł mi freediving, to nie wytrwałe dążenie do celów, bo nie miałam z tym wcześniej problemów, ale umiejętność rozumienia swoich potrzeb, odróżnienie ich od wymagań i presji zewnętrznych, wynikających z oczekiwań innych wobec ciebie lub też ze schematów funkcjonujących w społeczeństwie oraz w rodzinie. Nauczyłam się szczerego odpowiadania sobie na pytania: kim jestem, czego chcę i o czym marzę.

W jaki sposób możesz to osiągnąć?
- Myśli, które masz pod wodą, mówią ci, że nie możesz oddychać, dusisz się, a potem uczysz się z nimi polemizować, bo zaczynasz rozumieć, że nie jesteś swoimi myślami. A potem w coraz większym stopniu możesz je obserwować i kontrolować. One gdzieś tam są, ale to tak jak na przykład z ręką, ona nie jest mną, jest integralną częścią mnie i jest zależna ode mnie. Wiesz, że dasz radę dalej płynąć, więc się nie poddajesz. Tak samo jest z emocjami. W trakcie nurkowania możesz obserwować emocje, a myśli je uspokajają.
Miałam duże problemy ze stresem i przy nurkowaniu poczułam, jak to jest móc się rozluźnić. Małymi krokami umiejętność rozluźniania się przy nurkowaniu przekładała się na tę samą umiejętność w życiu codziennym. I przyszedł taki moment, że jak byłam w sytuacji stresowej i czułam, że moje ciało jest całkowicie spięte i źle reaguje, wystarczyła jedna myśl, że jestem na bojce, za chwilę zanurkuję, i totalnie puszczały wszystkie napięcia. Wtedy odkryłam, że jest to niesamowite narzędzie do pracy z ciałem na co dzień.
Zaczęłaś siebie bardziej obserwować?
- Tak, od freedivingu zaczęła się moja praca nad sobą. Zmienił mi się stosunek do własnego ciała, zrozumiałam, że jest całkiem fajnym tworem, o który to ja muszę zadbać, żeby jak najlepiej funkcjonować. Rzuciłam palenie, alkoholu praktycznie nie piję, a wcześniej sporo imprezowałam, nie jem świństw i zaczęłam uprawiać jogę oraz crossfit.
Zaczęłam przyglądać się pewnym moim zachowaniom. Na studiach nienawidziłam prezentacji publicznych, nie byłam w stanie stanąć przed grupą, głos mi drżał, nogi się trzęsły, pustka w głowie. Gdy zaczęłam uprawiać freediving, dostałam propozycję wystąpienia z prelekcją na targach nurkowych. Moja pierwsza reakcja była: Ja? Przed ludźmi? Ale potem pomyślałam, że skoro mogę nie oddychać przez pięć minut, gdzie w ogóle nie sądziłam, że jest taka możliwość, to może powinnam spróbować. I wystąpiłam na targach, było ciężko, pod koniec prezentacji wyglądało to tak, że mówiłam trzy słowa, odsuwałam mikrofon, bo miałam tak ściśnięte gardło, łapałam trzy oddechy i znowu rzucałam dwa słowa. Trzy dni to odchorowywałam, ale się udało. Za rok znowu wystąpiłam i było trochę lepiej, a za trzecim razem śmiałam się do mikrofonu. W międzyczasie zostałam instruktorem freedivingu, więc też miałam to wyzwanie stania przed grupą, prowadzenia zajęć, bycia liderem, i totalnie to przepracowałam.
Kultowy film „Wielki błękit” Bessona powstał na podstawie scenariusza Mayola. W ostatniej scenie Jacques nurkuje na dużą głębokość i sprawia wrażenie niezdecydowanego, czy chce wrócić do świata ludzi, czy pozostać tam na zawsze. Gdy nurkujesz, musisz jednak stawiać sobie limity.
- Uczysz się odpuszczać. Jesteś w stanie stwierdzić: dobrze, nie chcę płynąć dalej, ta głębokość mi dziś wystarczy. Tak samo jest w życiu.
 Agata Bogusz. Polska freediverka , uczennica 17- krotnego mistrza świata Umberto Pelizzariego. Ustanowiła rekordy Polski w czterech z ośmiu uznawanych przez Association Internationale pour le Developpement de l' Apnée ( AIDA ) konkurencji freedivingowych . Aktualnie jest posiadaczką rekordu w trzech kategoriach. Współorganizuje coroczne ogólnopolskie zloty freediverek i razem z Agnieszką Kalską prowadzi szkołę Bluego , gdzie uczy kursantów nurkowania na wstrzymanym oddechu.
Wywiad ukazał się w "Weekendzie" na gazeta.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz